czwartek, 27 czerwca 2013

Dobry sen to podstawa.

Najkrótsza noc w roku już minęła, od teraz noce będą się wydłużać. Do tego, niektórzy mają wakacje lub urlopy co jeszcze bardziej sprzyja nocnemu wypoczynkowi. Jest jednak coś co może spokojny sen zakłócić i bezpowrotnie odebrać - koszmary.

Podobno najlepszym lekarstwem na koszmary jest łapacz snów. Indianie wierzyli, że wszystkie sny przychodzą z nocnego nieba. Należało więc zrobić łapacz snów w postaci spiralnie uplecionej sieci i zawiesić go w miejscu, w którym światło księżyca i gwiazd wpada do pomieszczenia, w którym się śpi. Złe sny zaplączą się w siec i nie będą dręczyły śpiącego, natomiast dobre słynął gładko po ozdabiających łapacz piórach prosto do głowy śniącego. Uwięzione w łapaczu koszmary nie są groźne, bo z pierwszymi promieniami słońca jakie dotknął go o poranku rozpadną się bez śladu.

Strasznie podoba mi się ten zwyczaj, a koncepcja snów w taki sposób trafiających do naszych śniących głów jest bajkowa i bardzo sugestywna. Do tego łapacze snów wyglądają pięknie, szczególnie te wiszące swobodnie (a nie przy ścianie) delikatnie kołyszące się pod wpływem ruchów powietrza.




Postanowiłam sama zrobić łapacz. Powstało ich już kilka i z każdym następnym nabieram wprawy w wyplataniu.


W końcu dojrzałam, żeby zrobić łapacz dla siebie i Simona, ale nie mógł być to taki sobie zwykły łapacz. Jak już pewnie niektórzy zauważyli moje zamiłowanie do kościanych motywów. Doszłam do wniosku, że kości świetnie zgrają się z indiańskimi klimatami i tak powstał mój osobisty łapacz. 


Jest spory - ma trochę ponad 80 cm długości. Obręcze zrobiłam z grubego drutu i po wypleceniu siatek oplotłam dodatkowo sznurkiem. Wzorek jaki utworzyły siatki nie do końca mi się podoba, ale zrobienie tego łapacza zajęło mi cały dzień i od plecenia bolały mnie palce. Nie miałam siły poprawiać. Może w przyszłości zdecyduję się na przerobienie ich na bardziej spiralne - takie jak w poprzednich łapaczach.


Do ozdób użyłam piór gołębi i mew, kości kurczaka i indyka oraz drewnianych i kamiennych koralików. Sznurki to dratwa szewska i jakiś taki bawełniany sznurek uniwersalny. W centrum największego łapacza znajduje się czaszka lisa lub jenota, którą dostałam od znajomego namiętnie włóczącego się po lesie i dzielącego moją fascynację kośćmi i piórami. 

Tradycyjnie już oświadczam, że w celu wykonania moich prac nie cierpią i nie giną żadne zwierzęta - wszystkie materiały są zbierane w takim stanie, w jakim później je wykorzystuję, pochodzą od zwierząt, które trafiają do mnie martwe lub są pozostałościami po obiedzie ;)


Łapacz wisiał w oknie tuż przy łóżku. Niestety było to okno od północy. Myślę, że wisząc w oknie od wschodu lub zachodu rzucałby na ściany niesamowite cienie. Wydaje mi się, że działa - łapie złe sny, chociaż pewnie to tylko autosugestia. A może jednak nie... ;)

niedziela, 23 czerwca 2013

Nowa odsłona Vosa van den Bosa.

Z okazji lata prezentuję wakacyjną odsłonę rękoczynowego lisa. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Mi bardzo. Zwłaszcza, że jestem właśnie w Kołobrzegu i zawładnęły mną nadmorskie klimaty ;)

niedziela, 16 czerwca 2013

Kolczyki we współpracy z puszczykiem.

Mam kolegę, który lubi łazić po lesie. Zwykle nie po ścieżkach, więc znajduje różne ciekawe rzeczy, a że zna moją słabość do kości dostaję od niego przydatne drobiazgi. Ostatnio sprawił mi ogromną niespodziankę. Natknął się w lesie na gniazdo puszczyka i nazbierał tam mnóstwo wypluwek, których sporą część dał mi. Oczka mi się zaświeciły do tego prezentu. 

Puszczyk odwalił za mnie sporą część roboty - zjadł mysz lub innego gryzonia i wypluł właściwie czyste kostki. Musiałam je oczywiście wyczyścić (no bo jak by nie patrzył to było w żołądku puszczyka, a później opuściło go przez paszczę). Wyszorowałam kostki w wodzie z mydłem i wybieliłam w wodzie utlenionej. 


Wybrałam część i posegregowałam, a resztę przekazałam koleżance, która zajmuje się biżuterią bardziej profesjonalnie i ma podobny gust kościany jak ja ;)


Wyczyszczone kostki musiały poczekać na wenę, która przyszła wczoraj wieczorem i powstały takie oto kolczyki.


Mają około 5 cm długości i są niesamowicie delikatne - lepiej nie wrzucać ich do torebki po zdjęciu. Mój Luby stwierdził, że przypominają wściekłego pirata. W sumie coś w tym jest :D

Doszłam do wniosku, że fiolki z kostkami wyglądają jak wyjęte z wiedźmiego kuferka z ingrediencjami. Brakuje mi tylko skrzydła nietoperza i oddechu żaby ;)


Oczywiście żadne zwierzę nie ucierpiało w celu zrobienia tej biżuterii.

piątek, 14 czerwca 2013

Przydasiowe metamorfozy.

Dostałam jakiś czas temu od Magdy trochę przydaśków, wśród których było 6 szydełkowych kwiatków. Dwa turkusowe już stały się kolczykami. Cztery pozostałe własnie zakończyły swoje metamorfozy.


O tym, że bardzo lubię niebieski pewnie już pisałam. Ostatnio zaczęłam łączyć swój ulubiony kolor w takie zestawy, które wcześniej zupełnie do mnie nie trafiały, a teraz bardzo mi się podobają. Tak właśnie powstały rudo-niebieskie kolczyki.


Te dwa kwiatki były wisiorkiem. Nałożone jeden a drugim ze srebrną kulką w środku nie wyglądało szczególnie interesująco. Przerobiłam je na broszkę. Od dłuższego czasu miałam ochotę zrobić taką przypinkę ze zwisami ;) Zwisające luzem łańcuszki są dwa (jeden zakończony kwiatuszkiem, drugi bez niczego) , tylko na zdjęciu się tak nałożyły, że wyglądają jak jeden.


wtorek, 11 czerwca 2013

Jeszcze w rozdawajkowych klimatach.

Moje Candy zakończone. Mogę się teraz pochwalić rozdawajką, w której to do mnie uśmiechnęło się szczęście. Było to cadny organizowane przez Lolissę. Koniecznie zajrzyjcie na jej bloga. Lolissa zajmuje się soutachem i robi fenomenalną biżuterię! W ramach candy przytuliłam takie oto piękne kolczyki:


Nie mogąc się oprzeć czarowi małych dziełek Lolissy skorzystałam z darmowej wysyłki w ramach candy i kupiłam sobie jeszcze jedne kolczyki i cudownych kolorach:


Są dość duże i raczej ciężkie, więc na wszelki wypadek dostałam również bazy do klipsów, na które mogę wymienić bigle jeśli noszenie kolczyków będzie uciążliwe.

Zachęcam do odwiedzania i obserwowania Lolissy - warto!
Zdjęcia pożyczyłam od autorki kolczyków.

Wyniki candy-bis.

Tym razem nie bawiłam się w ręczne wypisywanie losów ;)



Gotowe losy...


Nagroda główna wędruje do:


A nagroda pocieszenia do Wildflower.
Gratuluję wyróżnionym. Mam nadzieję, że wykorzystacie swoje upominki w pełni! Proszę o kontakt na adres e-mail :)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Turkusowo.

Mam koleżankę z alergią na metale i problemem ze znalezieniem ciekawej biżuterii ze srebrnymi biglami. Zgłosiła się do mnie z pomysłem "na coś turkusowego, najlepiej kolczyki i bransoletka" + srebrne bigle. W przypływie natchnienia powstał taki komplecik:




A z przydasiów odziedziczonych po Magdzie jeszcze takie kolczyki, bo kolczyków nigdy za wiele :)


Mała rzecz a cieszy.

Oczywiście pamiętam o Candy. Wyniki wieczorem :)

piątek, 7 czerwca 2013

Ślubne dary.

Maj i czerwiec to dla mnie prawdziwy ślubny maraton, który zakończę w sobotę z wielkim hukiem, bo w roli świadka ;). Jak wiadomo śluby to prezenty, a ja bardzo lubię dawać prezenty. Ale tylko specjalne osoby dostają coś co robię własnoręcznie. 

Magda, która będzie ślubować w sobotę, okazała się bardzo wdzięcznym prezentobiorcą i oszczędziła mi kilka godzin kombinowania czym ją obdarować. Podesłała mi po prostu gotowy pomysł, który znalazła w internecie - mi pozostałą już tylko realizacja.


Wieszaczki nie powstałyby bez pomocy mojego Lubego, który wykonał "brudną robotę", czyli wyciął i oszlifował deski, wywiercił otwory i pomógł w przykręcaniu korków. Ja z zapałem bieliłam, dekupażowałam i lakierowałam. Całkiem zgrany z nas zespół rękodzielników, a składanie wszystkiego do kupy zapewniło nam zabawę na dwa wspólne wieczory.



Zabrakło mi korków na ostatnią deskę. Generalnie w planach były trzy, przy wycinaniu wyszły cztery, a ja zapomniałam, że jest ograniczona liczba korków. Cóż trzeba będzie zebrać korki od szampana z wesela i uzupełnić braki.


Trochę detali. Do dyspozycji miałam serwetkę w winne wzory i trochę się nakombinowałam, żeby nie okleić wszystkich desek jednakowo. Chyba udało się nie najgorzej :).









To jeden z większych projektów jakie ostatnio robiłam. Zarówno pod względem rozmiaru (każda deska ma 50 cm długości) jak i nakładu pracy. Ale było warto! Do wieszaków dorzuciliśmy komplet kieliszków, żeby nie wisiały puste. Nie mogę się doczekać co powie Magda :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Najbardziej na świcie lubię liski...

... ale sówki też są fajne - trzeba im to przyznać!



Kolczyki z porcelanowymi sówkami, ok. 3cm.

Z powodu braku czasu na cokolwiek ciężko mi w tej chwili zabrać się za jakiś większy projekt. Mam w zanadrzu kilka drobiazgów do pokazania, ale wszystko po kolei ;). 

Jeśli ktoś zna lekarstwo na prokrastynację i/lub ma w zanadrzu jakieś niepotrzebne godziny, które gotowy byłby odstąpić to proszę o informację!

niedziela, 2 czerwca 2013

Niechciane cukierasy.

Niestety osoba wylosowana w moim candy nie zgłosiła się po swoją nagrodę. Jako uczestniczka wielu takich zabaw, która nigdy niczego nie wygrała zupełnie nie rozumiem takiego postępowania. Cóż - trudno.
W związku z tym postanowiłam wylosować nagrodę jeszcze raz. Otwieram od nowa zapisy. Czas do niedzieli 9.06.2013. 


Wylosuję nagrodę główną i nagrodę pocieszenia (obie opisane są dokładnie tutaj).
Zasady:
1. Polubić fanpage Martowych Rękoczynów na Facebook'u.
2. Dodać komentarz pod tym postem - najlepiej z adresem e-mail, żebym mogła na pewno skontaktować się ze zwyciężczynią.
3. Wstawić powyższe zdjęcie podlinkowane do tego posta (nie robię specjalnego bannera, bo rozdanie jest szybkie;)) na swojego bloga lub profil facebookowy.
4. Czekać na wyniki i w razie wylosowania pamiętać o zgłoszeniu się po swoją nagrodę.

Oczywiście zachęcam również do obserwowania bloga, choć nie jest to konieczny warunek udziału w zabawie.