środa, 1 stycznia 2014

Lisów nigdy dość!

Od czasu do czasu buszuję sobie po Etsy i podziwiam oszałamiająco pomysłowe wykwity ludzkiej kreatywności. Czasem trafiam na perełki takie jak ta lisia koszulka wykonana przez dandyrions


Niestety cena jest zdecydowanie zaporowa. Pomysł spodobał mi się tak niesamowicie, że postanowiłam odrobinę go zmodyfikować i wykorzystać. Oczywiście na własny użytek.

Kupiłam gotowy t-shirt. Wybierając go zwracałam uwagę na szerokość  materiału na ramionach. Znalezienie koszulki z dekoltem i odpowiednio szerokimi ramionami nie było wcale takie łatwe. Ta którą ostatecznie wybrałam mogłaby mieć odrobinę szersze ramiona, jednak te z szerokimi ramionami nie zawsze spełniały inne moje oczekiwania, więc musiałam pójść na kompromis.

Lisek wykonany jest z filcu. Do koszulki przykleiłam go klejem do tkanin, a później przyszyłam. Była to moja pierwsza przygoda z  klejem do tkanin, więc nie uniknęłam błędów wynikających z braku doświadczenia. 



Po pierwsze - klej do tkanin przesiąka przez filc - stąd żółtawe i białe plamki w niektórych miejscach aplikacji.
Po drugie - klej do tkanin trudno usunąć zwłaszcza jak przesiąknie - teoretycznie powinien go rozpuszczać zmywacz do paznokci, teoretycznie. 
Po trzecie - klej do tkanin straszliwie śmierdzi - lepiej pracować przy otwartym oknie ;P

Ostatecznie mimo pewnych niedociągnięć jestem zadowolona z efektu i bogatsza w doświadczenie, więc gdybym w przyszłości postanowiła powtórzyć ten wyczyn wiem już z czym to się je. 

A o to i on - kolejny produkt lisomanii:


Miałam kiepskie światło i nie jestem mistrzem fotografii, więc kolory są odrobinę przekłamane. Te z górnego zdjęcia są chyba najbardziej adekwatne.

 I tył - bez rewelacji ;)


sobota, 28 grudnia 2013

Lisomania trwa!

Moja osobista lisomania trwa i rozkwita. Chciałam pochwalić się kolejnym jej objawem.


Od wiosny tego roku jestem dumną i szczęśliwą właścicielką czytnika e-booków. Na początku byłam mocno sceptyczna wobec takiego ustrojstwa, jednak przytrafiające mi się dość regularnie wyjazdy na czas dłuższy i z ograniczonym bagażem skłoniły mnie do wypróbowania takiego rozwiązania. Okazało się ono strzałem w 10, bo dzięki czytnikowi zamiast 2 książek, które zmieściłyby mi się do walizki przeczytałam w te wakacje książek 15 :D.


Pomyślałam sobie, że mój towarzysz podróży zasługuje na ładniejsze wdzianko niż standardowy futerał z czarnej dermy i uszyłam mu filcowy kubraczek. Żeby nie było nudno jest na nim lisek.


Górne narożniki są na rzepy, żeby można było wygodnie wkładać i wyjmować czytnik. Dookoła krawędzi też jest rzep do zamykania futerału.


Klapkę z liskiem można podwinąć pod spód. Czytnik nie leży wtedy płasko, bo futerał zmienia się w rodzaj pulpitu - zdecydowanie wygodniej czyta mi się w tej pozycji (oczywiście jeśli nie dzierżę go w łapkach ;)).




czwartek, 26 grudnia 2013

Misja choinka.

Jako najmłodszy członek rodu byłam w trakcie Bożego Narodzenia od zawsze odpowiedzialna za ubranie choinki. Nigdy nie przepadałam za anielskim włosiem, nadmiarem bombek i świecących pierdółek. Marzyła mi się choinka utrzymana w jednej tonacji i taka trochę rustykalna. 


Niestety budżet świąteczny nie przewidywał nagłej wymian wszystkich ozdób choinkowych, a powolne dokupowanie co roku kilku i tak pozostawiało mnie z kolorystyczno-błyskotkowych chaosem. Nie żeby choinka była nieładna, po prostu nie była wymarzona.


W tym roku wyznaczyłam sobie zadanie - misja choinka. Mojemu tacie udało się upolować przepiękny, symetryczny świerczek, więc przyjemność z jego dekorowania była tym większa.


Postanowiłam własnoręcznie przygotować domowe ozdóbki choinkowe i ozdobić ją po swojemu. Z pomocą przyszła mi Paulina z Podniebiennych Pieszczót ze swoim przepisem na pierniczki z witrażykami. Trochę powalczyłam z landrynkami (kruszenie ich wyciskarką do czosnku jest wynalazkiem roku) i z robieniem dziurek, a później nawlekaniem sznureczków, ale było warto. Z przepisu wyszły mi 3 blachy pierniczków, których wystarczyło na ozdobienie całej choinki.


Pierniczkom towarzyszyły również orzeszki z czerwonymi kokardami - też własnoręcznie robione oraz złocone szyszki i filcowe reniferki. Całość okrasiłam złotym łańcuchem-koralami i prawdziwymi złotymi dzwoneczkami. Efekt przerósł moje oczekiwania. Choinka wygląda cudownie, dokładnie tak jak sobie wymarzyłam. Cały dom pachnie choinką i piernikami.


Zdjęcia też zrobiłam, choć muszę stwierdzić, że na żywo choina prezentuje się dużo lepiej.


niedziela, 22 grudnia 2013

Królewska Róża.

Emil z Drewutni Emila natchnął mnie jakiś czas temu swoją biżuterią wykonaną z róży poroża jelenia. Przypomniało mi się, że sama posiadam w swoich przydasiach różyczkę, na która kiedyś miałam pomysł. Pierwotna koncepcja rozmyła się w prawdzie w pomroce dziejów, ale szybko przyszła nowa, którą rychło wprowadziłam w życie.


Moja różyczka jest broszką ozdobioną piórami o wymiarach 5,5 x 4 cm.


Przykleiłam je, a później porządnie zalakierowałam.






piątek, 6 grudnia 2013

Poziomki u progu zimy.

Po dłuższej przerwie postanowiłam podzielić się pachnącym latem drobiazgiem wykonanym z myślą o pewnej poziomkoentuzjastce. 


Komplet drewnianych podkładek w poziomkowy wzór w sam raz pod kubas owocowej herbatki w zimowy wieczór.

wtorek, 15 października 2013

Kolczyki - węzełki.

Wciąż zachwycam się węzełkiem na szczęście. Postanowiłam trochę poeksperymentować, a oto rezultaty:


Raczej dla miłośniczek dużych kolczyków - sam węzeł ma prawie 11 cm, z biglem dochodzi do 12 cm długości.


Nie są ciężkie i nie dyndają się szaleńczo, więc całkiem przyjemnie prezentują się na uchu i nie męczą.

środa, 9 października 2013

NA NA NA NA!

Nie wiem, czy już o tym wspominałam, ale uwielbiam robić prezenty. Nie tylko wręczać drobiazgi z okazją i bez okazji, ale dosłownie produkować prezenty własnymi rękami. Zawsze sprawia mi to ogromną satysfakcję, szczególnie, jeśli to co zrobię sprawi obdarowanej lub obdarowanemu radość. Dodatkowo prezenty są zawsze ciekawym wyzwaniem i bodźcem do wypróbowywania nowych technik i pomysłów.

Tak było i tym razem. Ania miała wczoraj urodziny i bardzo zasłużyła na fajny prezent. Ania ma pewną słabość do Batmana. Ten jeden drobiazg (+ czarna koszulka, pędzelek i trochę farby do tkanin) doprowadził do powstania, cytuję: "najpiękniejszy prezent!". Nie miałam przyjemności wręczyć go osobiście i musiałam posłużyć się pocztą. Na szczęście dotarł idealnie w dniu, w którym miał dotrzeć no i jeszcze spotęgowało to efekt niespodziankowy :)

Oto Aniowa koszulka urodzinowo-batmanowa:


i tył:


Wypisany z przodu tekst widziałam gdzieś w internecie. Dodanie batmanowego loga w takiej formie to już moja inwencja.


W ogóle uważam, że logo wyszło genialnie, a proces jego malowania był tak prosty, że genialny :)


Muszę jeszcze wymyślić sobie jakiś patent na literki, który nie będzie zbyt czaso- i pracochłonny, a wtedy każda koszulka jaką sobie wymyślę będzie moja!
MWAHAHAHAHA!