sobota, 28 grudnia 2013

Lisomania trwa!

Moja osobista lisomania trwa i rozkwita. Chciałam pochwalić się kolejnym jej objawem.


Od wiosny tego roku jestem dumną i szczęśliwą właścicielką czytnika e-booków. Na początku byłam mocno sceptyczna wobec takiego ustrojstwa, jednak przytrafiające mi się dość regularnie wyjazdy na czas dłuższy i z ograniczonym bagażem skłoniły mnie do wypróbowania takiego rozwiązania. Okazało się ono strzałem w 10, bo dzięki czytnikowi zamiast 2 książek, które zmieściłyby mi się do walizki przeczytałam w te wakacje książek 15 :D.


Pomyślałam sobie, że mój towarzysz podróży zasługuje na ładniejsze wdzianko niż standardowy futerał z czarnej dermy i uszyłam mu filcowy kubraczek. Żeby nie było nudno jest na nim lisek.


Górne narożniki są na rzepy, żeby można było wygodnie wkładać i wyjmować czytnik. Dookoła krawędzi też jest rzep do zamykania futerału.


Klapkę z liskiem można podwinąć pod spód. Czytnik nie leży wtedy płasko, bo futerał zmienia się w rodzaj pulpitu - zdecydowanie wygodniej czyta mi się w tej pozycji (oczywiście jeśli nie dzierżę go w łapkach ;)).




czwartek, 26 grudnia 2013

Misja choinka.

Jako najmłodszy członek rodu byłam w trakcie Bożego Narodzenia od zawsze odpowiedzialna za ubranie choinki. Nigdy nie przepadałam za anielskim włosiem, nadmiarem bombek i świecących pierdółek. Marzyła mi się choinka utrzymana w jednej tonacji i taka trochę rustykalna. 


Niestety budżet świąteczny nie przewidywał nagłej wymian wszystkich ozdób choinkowych, a powolne dokupowanie co roku kilku i tak pozostawiało mnie z kolorystyczno-błyskotkowych chaosem. Nie żeby choinka była nieładna, po prostu nie była wymarzona.


W tym roku wyznaczyłam sobie zadanie - misja choinka. Mojemu tacie udało się upolować przepiękny, symetryczny świerczek, więc przyjemność z jego dekorowania była tym większa.


Postanowiłam własnoręcznie przygotować domowe ozdóbki choinkowe i ozdobić ją po swojemu. Z pomocą przyszła mi Paulina z Podniebiennych Pieszczót ze swoim przepisem na pierniczki z witrażykami. Trochę powalczyłam z landrynkami (kruszenie ich wyciskarką do czosnku jest wynalazkiem roku) i z robieniem dziurek, a później nawlekaniem sznureczków, ale było warto. Z przepisu wyszły mi 3 blachy pierniczków, których wystarczyło na ozdobienie całej choinki.


Pierniczkom towarzyszyły również orzeszki z czerwonymi kokardami - też własnoręcznie robione oraz złocone szyszki i filcowe reniferki. Całość okrasiłam złotym łańcuchem-koralami i prawdziwymi złotymi dzwoneczkami. Efekt przerósł moje oczekiwania. Choinka wygląda cudownie, dokładnie tak jak sobie wymarzyłam. Cały dom pachnie choinką i piernikami.


Zdjęcia też zrobiłam, choć muszę stwierdzić, że na żywo choina prezentuje się dużo lepiej.


niedziela, 22 grudnia 2013

Królewska Róża.

Emil z Drewutni Emila natchnął mnie jakiś czas temu swoją biżuterią wykonaną z róży poroża jelenia. Przypomniało mi się, że sama posiadam w swoich przydasiach różyczkę, na która kiedyś miałam pomysł. Pierwotna koncepcja rozmyła się w prawdzie w pomroce dziejów, ale szybko przyszła nowa, którą rychło wprowadziłam w życie.


Moja różyczka jest broszką ozdobioną piórami o wymiarach 5,5 x 4 cm.


Przykleiłam je, a później porządnie zalakierowałam.






piątek, 6 grudnia 2013

Poziomki u progu zimy.

Po dłuższej przerwie postanowiłam podzielić się pachnącym latem drobiazgiem wykonanym z myślą o pewnej poziomkoentuzjastce. 


Komplet drewnianych podkładek w poziomkowy wzór w sam raz pod kubas owocowej herbatki w zimowy wieczór.

wtorek, 15 października 2013

Kolczyki - węzełki.

Wciąż zachwycam się węzełkiem na szczęście. Postanowiłam trochę poeksperymentować, a oto rezultaty:


Raczej dla miłośniczek dużych kolczyków - sam węzeł ma prawie 11 cm, z biglem dochodzi do 12 cm długości.


Nie są ciężkie i nie dyndają się szaleńczo, więc całkiem przyjemnie prezentują się na uchu i nie męczą.

środa, 9 października 2013

NA NA NA NA!

Nie wiem, czy już o tym wspominałam, ale uwielbiam robić prezenty. Nie tylko wręczać drobiazgi z okazją i bez okazji, ale dosłownie produkować prezenty własnymi rękami. Zawsze sprawia mi to ogromną satysfakcję, szczególnie, jeśli to co zrobię sprawi obdarowanej lub obdarowanemu radość. Dodatkowo prezenty są zawsze ciekawym wyzwaniem i bodźcem do wypróbowywania nowych technik i pomysłów.

Tak było i tym razem. Ania miała wczoraj urodziny i bardzo zasłużyła na fajny prezent. Ania ma pewną słabość do Batmana. Ten jeden drobiazg (+ czarna koszulka, pędzelek i trochę farby do tkanin) doprowadził do powstania, cytuję: "najpiękniejszy prezent!". Nie miałam przyjemności wręczyć go osobiście i musiałam posłużyć się pocztą. Na szczęście dotarł idealnie w dniu, w którym miał dotrzeć no i jeszcze spotęgowało to efekt niespodziankowy :)

Oto Aniowa koszulka urodzinowo-batmanowa:


i tył:


Wypisany z przodu tekst widziałam gdzieś w internecie. Dodanie batmanowego loga w takiej formie to już moja inwencja.


W ogóle uważam, że logo wyszło genialnie, a proces jego malowania był tak prosty, że genialny :)


Muszę jeszcze wymyślić sobie jakiś patent na literki, który nie będzie zbyt czaso- i pracochłonny, a wtedy każda koszulka jaką sobie wymyślę będzie moja!
MWAHAHAHAHA!





sobota, 5 października 2013

Nowa zabawka.

Buszując po moim ulubionym sklepie z zaopatrzeniem dla plastyków wpadłam na markery do ozdabiania ceramiki na zimno. Wystarczy dobrze oczyszczoną powierzchnie ozdobić markerem, wysuszyć i gotowe. Nie trzeba wypalać dla utrwalenia farby. Nie wiem jeszcze jak wygląda kwestia trwałości. Na opakowaniu było napisane, że można myć ozdobione naczynia w zmywarce. 


Marker ma dość grubą końcówkę, a farba jest dość gęsta i szybko zasycha. Trochę to niewygodne i nieporęczne, ale warto się pomęczyć. Nie da się wprowadzać delikatnych poprawek. Zanim farba całkowicie wyschnie można ją zdrapać. 


Jeśli okaże się, że farba jest trwała w końcu będę mogła zrobić dowolny wymarzony kubek (czy każde inne ceramiczne "coś") - z dowolnym napisem, obrazkiem, etc. Obiecująca perspektywa :>


niedziela, 29 września 2013

Kotkokoraliki po raz drugi - kotkozakładka.

Koleżanka na widok kotkokolczyków zażyczyła sobie kotkozakładkę z podobnym motywem. Pomysł bardzo mi się spodobał, więc ruszyłam na kocie polowanie. W sklepie uchował się akurat jeden kotek - w sam raz na zakładkę. 

A oto i ona:

Można jej używać tak:

 

Można też tak:



Jako zdeklarowany bibliofil umiem docenić dobrą zakładkę. Mam nadzieję, że będzie równie praktyczna, co urocza ;).

wtorek, 24 września 2013

Wschodnie inspiracje.

W Toruniu jest wspaniały sklep z zaopatrzeniem dla plastyków - Blik. Posiadają też ogromny wybór materiałów do różnego rodzaju rękodzieła. Lubię tam czasem pójść i poszperać w serwetkach sprzedawanych na sztuki albo w ogromnej tacy z koralikami. Ostatnio wygrzebałam takie kotki:



Od razu podbiły moje serce i nie mogłam im się oprzeć. Poza tym od dłuższego czasu nie miałam przyjemności podłubania przy jakimś małym rękoczynie i kreatywność zawyła we mnie tęsknie niczym portowa syrena.

Kotki poszły ze mną do domu i poczekały kilka dni na ostateczną koncepcję oraz zdobycie pozostałych materiałów. 

Rezultat prezentuje się następująco:


Kolczyki mają trochę ponad 7 cm, więc są dość spore. Mimo to nie są ciężkie. Dzwoneczki podzwaniają przy gwałtownych ruchach, ale mi osobiście nie zdawały się być uciążliwe. Nie mam pojęcia co znaczą symbole na kocich brzuszkach, ale same kotki wyglądają na uradowane, postanowiłam zatem podążać tym tropem.


Poszukałam instrukcji jak wiązać "good luck knot" i dołożyłam do niego kotki i dzwoneczki. Według tego co wyczytałam na stronie o węzłach ten węzełek pochodzi z Chin, ale w niewielkiej modyfikacji występuje również w Japonii i Korei. Ta Japońska wersja jest bardziej symetryczna, przez co lepiej pasowała mi do koncepcji i to właśnie tą wariację wykorzystałam robiąc te kolczyki. Do znawców Dalekiego Wschodu nie należę, ale myślę, że to całkiem zgrabna i nie świętokradcza kompozycja.


Generalnie złoto i czerwień to nie jest moja ulubiona kombinacja barw, ale w tym wypadku nie mogło być inaczej i jestem bardzo dumna z rezultatu :D


Zasadniczo sam węzełek też jest bardzo wdzięcznym motywem i zastanawiam się nad zrobieniem kilku par kolczyków z samego sznurka, w różnych kolorach - zobaczę co mi z tego wyjdzie. 

niedziela, 22 września 2013

Jesień!

Prawie przegapiłam nadejście jesieni i Vos van den Bos musiał marznąć w letniej kreacji. Ale przeoczenie już naprawione. Blog i lis w jesiennej szacie prezentują się radośnie.

Tylko ja wciąż nie mam czego wam pokazać - nadal funkcjonuję w bolesnej rozłące z moim warsztatem :(

Wybaczcie mi jesiennie, proszę!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Kreatywność po kądzieli.

Wiele cech można odziedziczyć w genach. Żadne badania jeszcze tego nie potwierdziły, ale wygląda na to, że zdolności do rękoczynów również przekazuje się z krwią, a może z mlekiem ;)
Moja mama też rękoczyni. Mniej niż ja, bo i czasu ma mniej, ale nie mniej efektownie.  Dzisiaj pokarzę coś co moja mama zmontowała sobie na okno z różnych przydasiów, które miała pod ręką.

Krok 1. Nazbieraj przydasie. Różne cosie z plaży lub lasu (wakacje sprzyjają), literki (można je zrobić samemu lub kupić) i szklane naczynie.


Krok 2. Zmontuj wszystko razem wybierając jedną z literek.


Krok 3. Dodaj resztę literek układając słowo według uznania  potrzeb.


albo


Krok 4. Podziwiaj!

Przyznajcie, że moja mama to zdolna bestia ;)

niedziela, 21 lipca 2013

Wakacje.

Pomyślałam, że pokażę wam dlaczego nie pojawiają się nowe posty. Otóż poza niezmierną odległością od mojej małej pracowni (jakieś 2 tysiące kilometrów) rozpraszają moją uwagę piękne widoki. Napstrykałam trochę zdjęć, żebyście też sobie pooglądali ;)






Odwiedził mnie też lis. :)


poniedziałek, 15 lipca 2013

Ale jaja!

Dawno mnie nie było. Tak dawno, że zdziwiłam się na widok letniej szaty własnego bloga. Hańba!

Ale, ale! Będąc na wygnaniu, z dala od pracowni i mając wciąż gorsze ciężary na głowie znalazłam chwilę na małą robótkę. 

Mama zażyczyła sobie podstawki do jajek. Znalazłam z surowego drewna i pomyślałam, że nie byłabym sobą jakbym nie zrobiła im małego tunningu. Mama lubi meble i dodatki z przecieranego na biało drewna, więc postanowiłam również potraktować podstawki w ten sposób. W zasadzie to był to po części pomysł Simona.

Oczywiście nie mogło być idealnie - trochę przesadziłam z ilością farby i zamiast bielone wyszło białe. Widać w prawdzie delikatnie rysunek słoi, ale nie w taki efekt celowałam. Nie poddałam się jednak i podrasowałam podstawki błękitnym wzorkiem malowanym przez szablonik. Wzorek lekko przetarłam białym, żeby nie odcinał się tak mocno od tła. Do tego krawędzie poprzecierałam na błękitno, polakierowałam  i voilà!


Mamie się podobają (pokażcie mi matkę, której nie podobają się wytwory własnego dziecka), mi trochę mniej, bo nie do końca wyszły jak planowałam. Ale uważam, że są na tyle fajne, że mogę się pod nimi podpisać ;)


Może jutro zrobimy im śniadaniowy chrzest bojowy?