Mam kolegę, który lubi łazić po lesie. Zwykle nie po ścieżkach, więc znajduje różne ciekawe rzeczy, a że zna moją słabość do kości dostaję od niego przydatne drobiazgi. Ostatnio sprawił mi ogromną niespodziankę. Natknął się w lesie na gniazdo puszczyka i nazbierał tam mnóstwo wypluwek, których sporą część dał mi. Oczka mi się zaświeciły do tego prezentu.
Puszczyk odwalił za mnie sporą część roboty - zjadł mysz lub innego gryzonia i wypluł właściwie czyste kostki. Musiałam je oczywiście wyczyścić (no bo jak by nie patrzył to było w żołądku puszczyka, a później opuściło go przez paszczę). Wyszorowałam kostki w wodzie z mydłem i wybieliłam w wodzie utlenionej.
Wybrałam część i posegregowałam, a resztę przekazałam koleżance, która zajmuje się biżuterią bardziej profesjonalnie i ma podobny gust kościany jak ja ;)
Wyczyszczone kostki musiały poczekać na wenę, która przyszła wczoraj wieczorem i powstały takie oto kolczyki.
Mają około 5 cm długości i są niesamowicie delikatne - lepiej nie wrzucać ich do torebki po zdjęciu. Mój Luby stwierdził, że przypominają wściekłego pirata. W sumie coś w tym jest :D
Doszłam do wniosku, że fiolki z kostkami wyglądają jak wyjęte z wiedźmiego kuferka z ingrediencjami. Brakuje mi tylko skrzydła nietoperza i oddechu żaby ;)
Oczywiście żadne zwierzę nie ucierpiało w celu zrobienia tej biżuterii.
Cóż, ciekawy i oryginalny pomysł :) Dla mnie lekko makabryczny, ale mój mąż jest zachwycony!
OdpowiedzUsuńCzasem wpadam w takie makabreskowe klimaty :)
Usuńmoja siostra własnie takie drobiazgi zbierała poczawszy od zeschnietych robaków po rózn ekostki ... pozdrawiam ciepluteńko
OdpowiedzUsuńszok! nie wiedziałam, że tak można:)
OdpowiedzUsuńTak, czyli jak?
Usuń;)
O kurdę, to się nazywa niebanalny pomysł :D
OdpowiedzUsuńSuper kolczyki. Może do pracy bym takich nie założyła, ale bardzo mi się podobają.
OdpowiedzUsuń