Moja konfrontacja z filcem, igłą i nitką. Znajoma ma znajomych, którzy mają córeczkę - Lili. Lili ponoć robi miny jak mała sówka. Znajoma pomyślała, że miło będzie sprezentować całej trójce sówkę - najlepiej taką, którą można zawiesić gdzieś przy wózku. Lubię wyzwania, więc chwyciłam za narzędzia i oto jest:
Oczywiście nie udało mi się uniknąć błędów i zaszyłam pętelkę do wieszania w środku sówki, dlatego jest taka niesymetryczna.
Za to jestem dumna ze skrzydełek. W ogóle sówka bardzo mi się podoba, bo rzadko chwytam za igłę i nici, więc jak na moje niewprawione łapki wyszło zacnie. Zobaczymy co na to Lili.
Jaka sóweczka :))
OdpowiedzUsuńNa moje całkiem zgrabnie wyszła jak na "niewprawne ręce". A ta pętelka dodaje sówce uroku, bo wygląda jakby to była jej fryzura albo niesforne odstające pióro :D
OdpowiedzUsuńSówka bardzo fajnie wyszła, jestem pewna, że małej Lili się spodoba:)
OdpowiedzUsuńNo piękna jest :)
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyróżnienie Liebster:
http://yagoshkaart.blogspot.com/2013/05/wyroznienie-liebster.html
Pozdrawiam
sówka jest rewelacyjn apozdrawiam ciepluteńko
OdpowiedzUsuń