Święta wielkanocne spędziłam w Kołobrzegu. Pogoda była tak koszmarna, że nie wybrałam się na porządny spacer po plaży, ale widać morski aerozol i najodowane powietrze wpłynęły na moja podświadomość i po powrocie zrodziły się takie rękoczyny:
Charmsowa bransoletka. A nawet dwie ;)
Wybieranie metalowych przywieszek było tak ogromna frajdą, że aż sama jestem zdziwiona. Nawet nie chcę myśleć ile czasu strawiłam buszując po ofertach sklepów z półfabrykatami... Niebieskie koraliki już miałam, pewnie gdzieś z odzysku, bo zwykle nie kupuję koralików, a one się tak no "skądś biorą".
Nie mogło się również obyś bez kolczyków.
Schwytane w sieci krople zrobione w całości z przydasiów od Oliwii :)
A syrenek nie mogłam sobie odpuścić. Po pierwsze jestem znad morza, śmiem uważać się za fankę fantastyki, namiętnie kolekcjonuję baśnie no i do tego jestem rówieśniczka disney'owskiej wersji historii Małej Syrenki.
Świetne kolczyki :)
OdpowiedzUsuńŚliczna bransoletka :)
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny :D
OdpowiedzUsuń