Jakiś czas temu natknęłam się na najbardziej krnąbrną i niechętną do współpracy serwetkę w życiu. Odwinęła mi chyba wszystkie możliwe numery. Najpierw nie chciała się przykleić, później się rozerwała, a na koniec zagięła przy drugim podejściu do klejenia. Fakt - ćwiczyłam na niej klejenie na żelazko i była moją pierwszą ofiarą, ale to jej absolutnie nie usprawiedliwia!
Myślałam, że już nic z niej nie będzie, ale ostatecznie wyszło całkiem zgrabnie.
Powstał chustecznik w winnych klimatach. Tonacja kolorystyczna ciemniejsza niż zwykle u mnie, ale wszystkiego trzeba spróbować. Trochę postarzone - podmalowane. No i okucia moje ukochane :)
Pierwotny zamysł był taki, żeby pokryć serwetką wierzch i dłuższe boki, ale po serwetkowej ekwilibrystyce i rozdarciu starczyło jej na wierzch i krótsze boki. Też ładnie.
Warto było się pomęczyć bo efekt zadziwiający i bardzo mi się podoba:) pozostałe prace również piękne. Porozglądałam się troszkę:):)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :) każdy nowy podglądacz to wielka przyjemność :)
UsuńMogłabym użyć dolnego zdjęcia jako przykładu tej techniki na moim blogu? Oczywiście z odnośnikiem do Twojej galerii :)
OdpowiedzUsuńjasne - podeślij mi później link do tego posta :)
Usuńhttp://100zrobtosam.blogspot.com/p/przeglad-technik.html
UsuńMam nadzieję, że z niczym nie skłamałam w tej technice, bo nie miałam z nią jeszcze do czynienia. Po przejrzeniu Twojego bloga nakupowałam sobie różnych serwetek, ale się boję zacząć ^^
serwetka cudna i chustecznik rewelacja ... pozdrawiam ciepluteńko
OdpowiedzUsuńOjejku, dziękuję! Za chwilę zobaczę co to za konkurs :)
OdpowiedzUsuń